Azjatycka kulinarna podróż Oli

Ludzie

Każdy w swoim życiu odbywa podróż. Podróżować można niemal wszędzie.
Można odbyć podróż do wnętrza samego siebie,swojej przeszłości a nawet przyszłości.
Można podróżować po własnym kraju czy wielkim, fascynującym świecie. A ja dziś drogi czytelniku zapraszam w zupełnie inną podróż.

Rozpoczniemy wyprawę kulinarną. Opowiem jakie smaki Azji poznałam w mojej kuchni.
Moja kulinarna przygoda zaczęła się gdy miałam dwanaście lat.Do dziś pamiętam moją pierwszą zupę, był to krupnik. Tato wrócił z pracy zajrzał do garnka i od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Nie był zadowolony, a swoje trzy grosze dołożył brat pytając czy jest sos do tej kaszy.

Moja przygoda a zarazem podróż kulinarna miała różne oblicza, dało się jednak zauważyć, że mój sposób przygotowywania potraw różnił się od tego jaki stosowała moja mama.
Ona trzymała się sztywnych reguł a mnie ciekawość i krnąbrność zachęcały do wszelakich eksperymentów.
Muszę przyznać, nauczyłam się, że w niektórych przypadkach nie ma co zmieniać zasad ale też odkryłam, że świat kuchni daje dużo możliwości i swobody tworzenia.
Obecnie gotuję to co lubię co mnie smakuje, a przede wszystkim tak by było zdrowo.
Kilka lat temu napotkałam grzyby shitake.
A czytając o ich właściwościach zdrowotnych od razu postanowiłam je zakupić.

Jednak pojawiło się pytanie jak je przygotować, przecież nie wiem zupełnie czy lepiej ugotować czy dusić?
Do odważnych świat należy, więc szybko pojawił się pomysł na zupę.
Nazwałam ją zupą chińską choć zapewne niewiele miała z nią wspólnego.
Przygotowałam bulion z warzyw, następnie dodałam grzyby, które po ugotowaniu pokroiłam w cieńkie paseczki.

Następnie delikatnie podsmażyłam kurczaka, który również został dodany do zupy.
Czegoś mi jednak brakowało. Nie namyślając się długo dodałam jeszcze ciecierzycę pojęcia nie mając wówczas, że to również azjatycki smak.
Zwieńczeniem mojego małego kulinarnego dzieła był makaron.
Lubię makarony ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu. Po pierwsze ze względu na swój smak i wygląd a po drugie nie trzeba było go wcześniej gotować.Dla mnie ta właściwość jest wręcz magiczna i daje wiele radości pomieszanej z oczarowaniem.

Tak więc z wielkim pietyzmem ułożyłam makaron na talerzach. Delikatnie z uwagą dołączyłam aromatyczną zupę i odczekałam magiczne trzy minuty, by makaron stał się sprężysty.
Tak więc w zaciszu własnego domu, tysiące kilometrów oddalonego od wspaniałego i fascynującego świata Azji powstał posiłek z połączenia kuchni polskiej i azjatyckiej.

Każdy w swoim życiu odbywa podróż, a ja życzę tobie drogi czytelniku byś nie stracił apetytu na te małe i wielkie wyprawy,by życie zawsze dobrze smakowało. 

Comments are closed.