– Aleksandrze, kiedy buddyzm pojawił się w Twoim życiu?
– Zaczęło się od rozczarowania rodzimym kościołem i kilkuletnimi poszukiwaniami aż przypadkiem trafiłem na medytacje.
Były to fakultatywne zajęcia na psychologii, którą wtedy studiowałem ( zajmowaliśmy się tam oprócz medytacji jogą, wahadełkiem
i relaksacją )
– Czy zauważyłeś, że te zajęcia korzystnie wpływają na Twój dobrostan, czy po prostu lubiłeś w nich uczestniczyć?
– Zajęcia były odmienne od pozostałych, nigdy wcześniej nie pracowałem z ciałem. To było odkrywcze.
– W jaki sposób przez minione lata praktykowałes ZEN?
– Związałem się z jedną tylko buddyjską grupą zen. Jestem tam cały czas do tej pory, tylko z różną intensywnością.
– Ile koanów w swoim życiu rozważałeś?
– Ani jednego, a zarazem bardzo wiele. Moja grupa nie używa koanów. Natomiast walenie głową w mur to frustracja, która pojawia się na skutek niemocy przy medytacji – i tych właśnie koanów miałem bardzo wiele.
– Czy byłeś w jakichś ośrodkach buddyjskich w Azji?
– Tak, w Nepalu i w Wietnamie.
– Spytam Cię też o odosobnienia.
– Wziąłem udział w kilkudziesięciu. Trwały między tydzień a cztery tygodnie.
– Czy uważasz, że warto wejść na drogę zen, a jeśli tak, to dlaczego?
– Myślę że rodzaj wybranej drogi jest wtórny, przede wszystkim chodzi o to, aby praktykować.